czwartek, 9 maja 2013

Majówkowa fotorelacja.

Majówka, majówka i po majówce...
Szczerze przyznam, że wiele znajomych informowało mnie przed tym długim weekendem o swoich planach i wyjazdach, większość za granice. Ale nie bardzo mnie to ruszało bo ja już w myślach układałam plan, który boczek kiedy będę opalać. Bo przecież zapowiadane w tv prognozy pogody były taaaaak pozytywne.
Gdy tylko dotarłam na Opolszczyzne plany sie troszke pozmieniały.


I tak zamiast opalania i grillowania, pozostało nam grzanie się przy kominku, herbatka i wieczorne seriale. Co tak szczerze mówiąc momentami nie było taką najgorszą rozrywką.


Poza tym dzięki temu był też czas na opieke nad znalezionym, nowym kocim przyjacielem. Któremu bratanek nadał imie Roman. Kotek jednak był tak malutki, że mimo wszelkich starań, butelek z ciepłą woda przy posłaniu, karmienia go na wszystkie możliwe sposoby i doglądania co małą chwilke nie dał rady. Brakło mu mamy. I przyznam, że do tej pory raczej nie byłam miłośniczką kotów, ale dzięki Romanowi teraz zdecydowanie nią jestem.


Musze przyznać, że momentami wcale nie tęskniłam za grillem, szczególnie gdy mężus serwował mi takie pyszności.


W międzyczasie dopisał nam jeden dzień bez deszczu. I mimo tego, że brakowało też słoneczka to pobyt na dworze i tak należał do niezwykle przyjemnych. Praktycznie cały dzień spędziliśmy na trampolinie, naszej nowej zabawce. Bo jak się okazało, jest to super wynalazek, nie tylko do skakania i gubienia kalorii, ale i do zwykłego relaksu i leniuchowania.


A tutaj już plus deszczowej pogody, bo pomimo tego, że nas zatrzymała przez kilka dni w domu to gdy wreszcie nadszedł pogodny dzień można było cieszyć oczka niejednym takim wiosennym widoczkiem.



Wreszcie sobota, a z nią przyszło słoneczko i czas na długo wyczekiwanego majówkowego grilla. I mimo, że plany się troszkę pozmieniały bo miała wizytować u nas rodzinka, a końcem końców coś im wypadło i to my ulotniliśmy się do kuzynki tatusia, to uważam ten dzień za bardzo udany, bo ja wreszcie mogłam zajadać się karkóweczką i innymi pysznościami...


a mój synuś doświadczył kucykowego szaleństwa,. Gdybyście tylko widzieli tą radość i słyszeli te wszystkie "wio"- naprawde kucyk w miejscu stanąć nie mógł. Były też rowerki, piłka i inne gry i zabawy, widać tego brakowało maluchom. Bo mimo później godziny za nic nie chcieli wracać do domu.


A to już powrót do Katowic. Wreszcie był czas na chwilkę odpoczynku. Bo niektórzy może uciekali do domu przed deszczem(to ja! ;p ) ale moja mała duszyczka zaopatrzona w kaloszki i kurteczkę z kapturem zdecydowanie nie dawała się zachmurzeniom i opadom. Dla niego był to naprade aktywny tydzień, a to mnie właśnie cieszy najbardziej!!!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz