poniedziałek, 27 maja 2013

Mój Dzień Mamy- czyli niespodzianka idealna.


" Dzień Mamy" jest dla mnie nowym świętem. Ta super okazja do świętowania towarzyszy mi dopiero od dwóch lat. Ale muszę przyznać, że jest to wspaniałe święto, wspaniałe dlatego, bo jeszcze dobitniej uzmysławia coś, co i tak widzę na co dzień, czyli jak cudownie jest być mamą. Pamiętam jak byłam mała i z bratem przygotowywaliśmy dla naszej Mamy różne niespodzianki, piekliśmy faworki na kształt słów MAMA, robiliśmy laurki, czy zbieraliśmy wszystkie schowane drobniaczki, żeby kupić Jej jakiś miły upominek, a przede wszystkim szczerze życzyliśmy Mamie wszystkiego co najlepsze.
Teraz i ja doświadczam tego, może jeszcze nie w takim stopniu bo moje maleństwo nie do końca rozumie co to "Dzień Mamy" i jak go świętować, ale wczorajszy dzień, zdecydowanie pokazał mi, że mój maluszek z drobnym wsparciem taty i wujka są świetnymi organizatorami wycieczek-niespodzianek :)

Postanowiłam opowiedzieć Wam o moim, wczorajszym niedługim ale jakże ciekawym i miłym popołudniu. A zrobię to dlatego, że chwilka snu w aucie aż tu nagle stop, pobudka i jestem w... Smardzewicach!


Dokładniej przy hotelu "Molo".  Jest to ośrodek Rekreacyjno- Konferencyjny, położony w centralnej Polsce nad jeziorem Sulejowskim , tylko 110km od Warszawy i 60km od Łodzi i zaledwie 2godziny drogi z Katowic. A skąd nazwa " Molo" ? Od najdłuższego w Polsce śródlądowego molo, które jest wspaniałym miejscem na spacery i podziwianie urokliwej okolicy.


Cóż, okolica naprawdę cudowna, lecz tym razem zaczęliśmy od chwili relaksu na tarasie hotelu i rozpieszczenia się przy oferowanych w karcie dań smakołykach. Droga nie była długa, dotarliśmy tam w zaledwie dwie godziny jednak aby móc w pełni cieszyć się miejscem musieliśmy najpierw zaspokoić potrzeby naszych brzuszków.


I tak jak sam obiadek, był smaczny lecz nie powalający, tak deser, czyli wspaniały serniczek z kawą, zdecydowanie powaliły mnie z nóg. A słodkości to jest coś co wręcz uwielbiam, na tyle, że nawet nie zdążyłam uwiecznić jak pięknie był on podany.


I tak, wreszcie przyszedł czas ruszyć zwiedzać. Co prawda pogoda nas nie rozpieszczała, było dość chłodno i momentami nawet po kilka kropelek deszczu spadło z nieba. Jednak nie przeszkodziło to nam. Chwile, które spędzamy razem zawsze są, nie tylko dla mnie, ale dla całej moje rodzinki tak wyjątkowe, że pogoda nie jest dla nas wielką przeszkodą. Najważniejsze jest aby cieszyć się miejscem, w którym jesteśmy i to, że jesteśmy tam wszyscy razem!


Była też chwilka na drobne przytulanki z moim mały mężczyzną. Co prawda nie mówi on jeszcze wszystkiego, a dużo z tego co mówi mocno przerabia po swojemu, jednak opowieści o tym gdzie właśnie jesteśmy i co widzimy były wręcz niezapomniane.


Aby nie marnować czasu i dnia wybraliśmy się jeszcze w jedno miejsce, bardzo nieopodal. A mianowicie do Yacht Clubu " Maruś"


 Czyli miejsce gdzie często odbywają się regaty i zbierają miłośnicy żeglarstwa. Jest to też piękne miejsce dla  laików żeglarstwa jak my. Aby po prostu pochodzić, pozwiedzać i najzwyczajniej pocieszyć oczka pięknymi żaglówkami, a także widokami.



I tak zakończyła się piesza część wycieczki, dlatego piesza bo w drodze powrotnej do domu, obraliśmy trasę na Łódź i w sposób mobilny zwiedzaliśmy to miasto. Przejechaliśmy po najbardziej znanych ulicach tego miasta i w pobliżu najpopularniejszych obiektów, przez szybe oceniając uroki miasta Łodzi. W sumie do głowy przyszło nam jedno spostrzeżenie: " jakoś tu tak szeroko i dużo miejsca". Gdy jest się przyzwyczajonym do ciasnoty Śląska i tego, że na 1m2 można zmieścić naprawdę dużo, to nagle szersze ulice i ogólna przestrzeń staje się czymś niezwykłym.

Do domu dotarliśmy kilka minut przed godziną 2. Borysek już dawno spał, mój ukochany mąż też ledwo zamknął oczy i od razu zasnął. A ja jeszcze chwilkę rozmyślałam o tym jak miło dzisiaj spędziliśmy dzień. I jak miło jest mieć przy sobie moich dwóch mężczyzn. To było niedługie lecz urocze popołudnie, a "Dzień Mamy" tak spędzony na pewno długo zapamiętam! Mam nadzieje, że każda mama tak miło świętowała swój dzień! 

czwartek, 23 maja 2013

Duże, przeszklone okna na świat.


Tym razem znów mam dla Was troszkę wnętrz... a precyzyjnie pięknych dużych okien, które nadają wnętrzom charakter. Musze przyznać, że od naprawdę długiego czasu jestem ich wielką miłośniczką. Nieraz w myślach wyobrażam sobie swój wymarzony domek i szczerze powiem, że z upływem czasu wiele koncepcji zagospodarowania domu i wiele pomysłów na wystrój czy rozmieszczenie pomieszczeń się zmienia. Chociaż jednego jestem cały czas pewna, w moim domu nie zabraknie okien, dużych okien.


Projekty domów nowoczesnych coraz częściej przewidują przeszklone okna i drzwi, zajmujące nawet całą powierzchnię ściany. Trend ten zaciera granice pomiędzy kuchnią, salonem, bądź sypialnią, a ogrodem czy po prostu tarasem, jednocześnie nadając bryle budynku niezwykle ekskluzywny charakter.




Wydaje mi się, że do tej pory wiele osób  uważało takie okna za niewygodne ograniczenie, utrudniające zagospodarowanie pomieszczenia. Teraz jednak otwarte, słoneczne pomieszczenia mają coraz więcej miłośników. To wspaniale, że coraz więcej osób przekonuje się do tego typu rozwiązań. Spójrzcie jak cudownie można cieszyć wspólnym rodzinnym posiłkiem, słysząc jak za oknem tętni życie, śpiew ptaków, zapach kwiatów. Wręcz wymarzona sceneria.





Mieszkanie w apartamentowcu bez balkonu? Jak widać nieraz wcale nie jest on potrzebny. Widoki z takich okien pewnie przyprawiają o pozytywny zawrót głowy. A słoneczne poranki z kawą na ulubionej sofie? O tak, przez takie okna żaden promyk słońca nie jest w stanie umknąć.


Połączenie drewna i okien, wręcz wspaniałe. W sam raz dla miłośników ciepła, kominków i wieczorów w domowym zaciszu.



A sypialnia, co sądzicie o sypialni? Gwieździste niebo w sam raz na dobry sen. Plusem jest to, że gdy zaskoczy nas burza, a zdecydowanie nie jesteśmy jej miłośnikami, możemy zasłonić zasłony, bądź rolety i cieszyć się kolorowymi snami,


Z takiego biura pewnie bym nie wychodziła, podejrzewam, że praca sam by się robiła. Do późna jasno i przyjemnie, nie trzeba męczyć oczu przy sztucznym świetle, plus promienie słońca poprawiające nastrój. Warunki do pracy naprawdę najlepsze. Chyba niejeden lekarz zalecił byśmy tak właśnie pracowali.


Przy takich oknach łazienka tylko na piętrze i bez sąsiadów. A wtedy kąpiel z pianką, pachnące olejki, mnóstwo świec i pewnie nie wychodziłabym nawet gdyby całe ciałko mi się z wody pomarszczyło.





Narazie to tylko marzenia, ale one kiedyś się spełnią i wiem, że właśnie takimi pięknym wnętrzami na co
dzień będę cieszyć moje oczy. Kocham duże okna i pewnie nigdy się to nie zmieni. Mam nadzieje, że i w Was rozbudziłam chociaż odrobinkę zamiłowania do przeszkleń. Że chociaż troszkę naszła Was ochota na poranki przy muskającym twarz słońcu :)

niedziela, 12 maja 2013

So what, if its raining!

Dzisiaj troszke mody. Jak zwykle nie jestem sama, towarzyszy mi mój synuś, czyli przystojniak jakich mało. W sumie teraz jak o tym myśle, to chyba raczej ja tutaj towarzysze jemu :) W naszym przypadku robienie zdjęć jest kwestią zabawy, zresztą uwielbiamy się razem wygłupiać. Chyba bardziej stanie w miejscu, sprawia nam problem, niż szaleństwa i taka zwykła spontaniczność zabawy.



Jeśli chodzi o mnie, to wybór jakiegokolwiek stroju teraz, gdy mam rękę zagipsowaną jest nielada wyzwaniem, niestety większość rzeczy, która chciałabym ubierać poszła narazie w odstawke. Wczorajszy dzień owocował jednak w lekko ponurą i deszczową pogode także mogłam wyciągnąć moje "przeciwdeszczowe", a jednak przemakalne ponczo, które mimo to uwielbiam!



 Buziaczek musi być, nie ma to jak całuśni mali chłopcy :)


No i "piąteczka" mamo, wspaniale mi się z Tobą współpracuje.




Zbliżenie dodatków, czyli moja ukochana Pandora i buciki, prosto z Primarka ;)


A na koniec dla wszystkich fanek, buziaczek :*

czwartek, 9 maja 2013

Majówkowa fotorelacja.

Majówka, majówka i po majówce...
Szczerze przyznam, że wiele znajomych informowało mnie przed tym długim weekendem o swoich planach i wyjazdach, większość za granice. Ale nie bardzo mnie to ruszało bo ja już w myślach układałam plan, który boczek kiedy będę opalać. Bo przecież zapowiadane w tv prognozy pogody były taaaaak pozytywne.
Gdy tylko dotarłam na Opolszczyzne plany sie troszke pozmieniały.


I tak zamiast opalania i grillowania, pozostało nam grzanie się przy kominku, herbatka i wieczorne seriale. Co tak szczerze mówiąc momentami nie było taką najgorszą rozrywką.


Poza tym dzięki temu był też czas na opieke nad znalezionym, nowym kocim przyjacielem. Któremu bratanek nadał imie Roman. Kotek jednak był tak malutki, że mimo wszelkich starań, butelek z ciepłą woda przy posłaniu, karmienia go na wszystkie możliwe sposoby i doglądania co małą chwilke nie dał rady. Brakło mu mamy. I przyznam, że do tej pory raczej nie byłam miłośniczką kotów, ale dzięki Romanowi teraz zdecydowanie nią jestem.


Musze przyznać, że momentami wcale nie tęskniłam za grillem, szczególnie gdy mężus serwował mi takie pyszności.


W międzyczasie dopisał nam jeden dzień bez deszczu. I mimo tego, że brakowało też słoneczka to pobyt na dworze i tak należał do niezwykle przyjemnych. Praktycznie cały dzień spędziliśmy na trampolinie, naszej nowej zabawce. Bo jak się okazało, jest to super wynalazek, nie tylko do skakania i gubienia kalorii, ale i do zwykłego relaksu i leniuchowania.


A tutaj już plus deszczowej pogody, bo pomimo tego, że nas zatrzymała przez kilka dni w domu to gdy wreszcie nadszedł pogodny dzień można było cieszyć oczka niejednym takim wiosennym widoczkiem.



Wreszcie sobota, a z nią przyszło słoneczko i czas na długo wyczekiwanego majówkowego grilla. I mimo, że plany się troszkę pozmieniały bo miała wizytować u nas rodzinka, a końcem końców coś im wypadło i to my ulotniliśmy się do kuzynki tatusia, to uważam ten dzień za bardzo udany, bo ja wreszcie mogłam zajadać się karkóweczką i innymi pysznościami...


a mój synuś doświadczył kucykowego szaleństwa,. Gdybyście tylko widzieli tą radość i słyszeli te wszystkie "wio"- naprawde kucyk w miejscu stanąć nie mógł. Były też rowerki, piłka i inne gry i zabawy, widać tego brakowało maluchom. Bo mimo później godziny za nic nie chcieli wracać do domu.


A to już powrót do Katowic. Wreszcie był czas na chwilkę odpoczynku. Bo niektórzy może uciekali do domu przed deszczem(to ja! ;p ) ale moja mała duszyczka zaopatrzona w kaloszki i kurteczkę z kapturem zdecydowanie nie dawała się zachmurzeniom i opadom. Dla niego był to naprade aktywny tydzień, a to mnie właśnie cieszy najbardziej!!!